Czekaj…

Oleńka

Odcinek 1/20

Otworzyła okno, tak szeroko jak mogła. Był już wieczór. Czarne niebo i gwiazdy. I księżyc zwinięty w rogalik błyszczał tak blisko, jakby na wyciągnięcie ręki. Wzięła kubek z gorącą herbatą, poczuła zimne powietrze na skórze i w nozdrzach. Patrzyła przed siebie, nie myśląc o tym co codzienne, obok niej, nie słyszała szumu życia. Stała zapatrzona i nasłuchiwała. Cisza ciemności była poruszająca.
– Jesteś? – szepnęła.
Spokój, chłód i ciemność. I radość, że znów ją usłyszy.
– Czekam. Jesteś?
– Jestem – poczuła uśmiech w sobie.
– Dziękuję – odetchnęła – Gdzie jesteś?
– To piękna kobieta o cudnych błękitnych oczach. Daleko od Ciebie.
– Powiesz coś więcej?
– Nie – teraz poczuła głos. Tęskniła za nim.
– Wieczór jest piękny – lekko westchnęła – Zawsze przychodzisz z orzeźwiającym chłodem.
– Zawsze wołasz mnie w chłodzie.
– Tak, coś w tym jest – zaśmiała się cicho – Lubię tę świeżość. A potem ciepło … – pomyślała o tamtym dniu.

Tuż przed świętami. Na rynku szukała jakiś ciekawych pomysłów, inspiracji na dekoracje. Miała wrażenie, że pełno tu rzeczy, które nikomu do niczego nie były potrzebne, zniszczone, czasem potłuczone starocie, całkiem nie przydatne. Świątecznych rzeczy jak na lekarstwo. Spojrzała w bok, na ziemi leżała jakaś mata, po której walały się przedziwne klamoty. Przeszła i poszła. Za chwilę jednak wróciła, bo ten mężczyzna przykuł jej uwagę. Stary, wydawałoby się zgrzybiały, bez życia, a gdy spojrzała w jego oczy ujrzała siłę, jakiej nigdy wcześniej nie widziała. Zatrzymała się, zerkała na wszystkie te rzeczy. On się uśmiechał. Odeszła. Szukała dalej, ale myśl o tym człowieku nie dawała jej spokoju. Wróciła po godzinie.
– Chyba mam coś dla Pani – uśmiechnął się szeroko świecąc szczerbami – Pani zajrzy pod tą szmatę.
Zajrzała. Wzięła ją na rękę. Położyła na dłoni. Dokładnie pasowała. Była ciepła. A przecież było tak zimno.
– Z czego ona jest zrobiona?
– Nie mam pojęcia – Spojrzał w jej oczy – Jest zachwycająca …
– Tak. Bardzo mi się podoba – czuła, że nie chce jej wypuścić z ręki – Ile pan za nią chce?
– A ile pani ma?
– Dwieście – wyrwało się jej, zanim pomyślała.
– Sporo pani ma – uśmiechnął się – to pani da.
– Chce pan za nią dwie stówy? To drogo!
– Za wielką zmianę trzeba zapłacić – uśmiechnął się do niej łagodnie.
– Nie rozumiem – zmieszała się.
– Zrozumie pani – pokiwał głową – zrozumie …
Wyjęła pieniądze i dała mężczyźnie. Potem długo zastanawiała się, dlaczego to zrobiła.
Wróciła do domu.

– Ta zmiana była naprawdę wielka – roześmiała się.
Miała wrażenie, że jej śmiech poleciał gdzieś w przestrzeń. A potem zamilkł.
– Jesteś naprawdę daleko?
– Tak.
– Jestem ci wdzięczna za tę zmianę.
– Bądź wdzięczna sobie. Sama jej dokonałaś.
– Bez ciebie nie byłoby to możliwe.
– Beze mnie trwałoby to dłużej. Ta zmiana musiała nastąpić szybciej – poczuła więcej ciepła w jej głosie.
– Nie rozumiem.
– Są rzeczy, których nie wiesz. I ja ich nie wiem.
– Ty jednak wiesz więcej?
– Tylko tyle, że każdy człowiek ma coś ważnego do zrobienia w życiu.
– Jak zwykle mówisz zagadkami – poczuła lekkie ukłucie złości.
– Jesteś mądrą kobietą. Gdzieś w głębi siebie wiesz o czym mówię – koiła swoim głosem.
– Czuję, że znów przygotowujesz mnie na zmianę … – była ciekawa, co jej powie.
Usłyszała jednak ciszę.
– Nic nie mówisz?
– Czasem to wystarczy – znów poczuła jej uśmiech.

Położyła ją na stole. Spała. Piękna, młoda, delikatna, naga. Leżała na nogach podkurczonych do piersi, rękę miała podłożoną pod głowę, twarz opierała na dłoni, długie włosy miękko opadały gdzieś w przestrzeń. Twarz jej była wyrazista i jednocześnie łagodna.
„Ciekawe, co jej się śni?” – pomyślała. Rzeźba miała może dwadzieścia centymetrów długości.
Zastanawiała się, z czego mogła być zrobiona. Jakiś kamień, trochę jak marmur, tylko, że marmur jest zimny. Ona ciągle była ciepła. Może jakiś specjalny stop metali, ale raczej nie. Pod spodem znalazła coś co przypominało gips, ale gipsem nie było. I jeszcze ten kolor … Zieleń, tak nieokreślona, że nie potrafiła jej nazwać.
Czuła, że to niezwykły moment w jej życiu. Poszła do kuchni, wlała wodę do czajnika, postawiła na gazie. Na taki czas potrzebna jest specjalna herbata. Wyjęła koszyk z różnymi rodzajami herbat, długo je przeglądała.
– Niemożliwe, by nie było takiej, która by pasowała do tej chwili – raz jeszcze przeszukała koszyk. Nic. Powoli wyjęła z niego wszystko. Teraz dopiero, na dnie ujrzała kardamon. Sproszkowany. Pamiętała – wtedy przygotowywała nalewkę. Potrzebny był kardamon, a ona go nie miała.
– Mogę wyjść do sklepu, jeśli chcesz?
– Mamo, jesteś zajęta. Może dołożę coś innego.
– Kardamonu raczej niczym nie zastąpisz, a mnie przyda się spacer.
Mama kupiła wtedy sproszkowany kardamon, zabrakło nasion.
Następnego dnia wszystko stało się inne.
Wzięła torebkę z przyprawą. Otworzyła. Ten zapach był, jak ciepłe wspomnienie, beztroski i spokoju, bezpieczeństwa. Czajnik zagwizdał. Wsypała mieszankę herbat, zalała wrzątkiem. Mieszała i czekała, aż się zaparzy. Dosypała kardamonu. Mama, jej miłość, otuliła ją ciepłem, jak najcudowniejszym kocem.

 

Nota prawna : Informuję, iż jestem autorką wszystkich tekstów zawartych na stronie internetowej www.ewaczernik.pl. Informuję również, że potwierdzenie mojego autorstwa zostało zabezpieczone prawnie. Proszę zatem, abyś przestrzegał praw, jakie mi przysługują. Jako autorka nie zezwalam na jakiekolwiek wykorzystywanie całości lub fragmentów tekstów zawartych na niniejszej stronie internetowej bez mojej zgody lub w sposób naruszający moje prawa chronione prawem autorskim. W szczególności nie zezwalam na kopiowanie, wydawanie, utrwalanie, zwielokrotnianie, jakikolwiek obrót, publikowanie w internecie i publiczne odtwarzanie treści zawartych na stronie internetowej. Jeśli chcesz wykorzystać mój tekst – skontaktuj się ze mną.

Możliwość komentowania została wyłączona.